sobota, 25 września 2010

WZeta i los w ręce wzięty swe


tak mnie naszło dziś na wynalezienia większego mieszkania - spośród licznych ogłoszeń wybrałam kilka "naj"... jednakże za cenę "be i fuj". zatem, wybrałam się do punktu LOTTO. nadałam kupon. i na osłodę kupiłam wielką WZetkę (skąd taka niesmaczna nazwa dla ciastka?). zmuliło mnie ono porządnie. nadzieję jednak nadal mam, że miliony będą moje, albo przynajmniej te 400 tys. na przytulne mieszkanie na Śródmieściu lub Krzykach...

Brak komentarzy: